Nie zgadzam się z twierdzeniem Leca. A dlaczego, postaram się wytłumaczyć, jak zwykle na swoim przykładzie.
Po kilkunastu latach od zakończenia swej edukacji na poziomie szkoły wyższej postanowiłam, że wrócę na studia. Tym razem wybór padł na Kraków i na studia podyplomowe na kierunku nauczanie języka polskiego jako obcego i drugiego. Możecie zapytać, po co mi to? Przecież mam już wieloletnią praktykę w nauczaniu języka polskiego. Tak, to prawda. Jednak ucząc osoby, które nie mają jakichkolwiek korzeni językowych, bezpośredniej styczności na co dzień z językiem polskim, postanowiłam podszkolić się właśnie w materii nauczania polskiego jako obcego.
Ucząc w szkole podstawowej z polskim językiem nauczania jest łatwiej. Choć w ostatnim czasie tworzyłam słowniczki czesko-polskie, gwarowo- literackie po to, by dzieci rozumiały, co się do nich mówi. Język ewaluuje, przeobraża się ze względu na asymilację i napływające do nas z każdej strony zapożyczenia.
Odchodząc ze szkoły, w której uczyłam nie tylko gramatyki, stylistyki, ale oczywiście też literatury, postanowiłam zabrać się za podstawy języka. By w sposób kreatywny, nie robiąc z zajęć wykładu, spróbować pokazać, że język polski jest ładny, choć niekoniecznie łatwy, jak to się czasem Czechom wydaje.
Podczas studiów w Krakowie nie mogło zabraknąć zajęć z fonetyki języka polskiego. W trakcie wykładów i ćwiczeń wracałam myślami do swej pracy magisterskiej na temat gwary zachodnio-cieszyńskiej i transkrypcji fonetycznej, którą tak bardzo lubiłam. Podejście praktyczne bardzo mi ułatwiło zrozumienie różnic w zróżnicowanej wymowie gwarowej.
Przygotowując się do egzaminu, w którym nieodzowną częścią było teoretyczne opanowanie cech głosek, nasz aparat mowy jak zwykle okazał się nieodzownym pomocnikiem. Jednak dopiero, gdy w grudniu złamał mi się przedni ząb, tzw. jedynka, doświadczyłam w pełni, że w i f są głoskami przedniojęzykowo zębowymi i wymawiając je nie napotykając oporu w postaci pełnego uzębienia, brzmią zupełnie inaczej😉

Zmiana ta uświadomiła mi dobitnie, że nauczyciel jakiegokolwiek języka powinien być dla innych wzorem. Niby nikomu to nie przeszkadza, jak ktoś wygląda, ale to, co mówi i w jaki sposób się wyraża, oczywiście stwarza różnice.
Dzięki mej super-dentystce Sylwii mogłam powrócić do lekcji i do nauki trudnej wymowy mych czeskich uczniów. Bo niby język podobny, z grupy słowiańskiej. Ale przecież nikt ze mną nie będzie polemizował, że gdy powiemy komuś prosię zamiast proszę, powstanie śmieszna a może nawet tragikomiczna sytuacja.
Wykorzystując wpadki językowe z mych lekcji wzięłam udział w konkursie Szkoły Języka Polskiego Glossa. Opisałam sytuację pewnej pani pielęgniarki, która dopiero po paru lekcjach odważyła się powiedzieć do pacjentki po polsku. Prośba w zamyśle była prosta: proszę poczekać na korytarzu. A że zapamiętała tylko pierwszą część zdania dodając do niego ,,w korycie’’, nie trudno się domyślić, że śmiechu podczas lekcji było co nie miara. Pomimo to cel został osiągnięty, pacjentka czekała tam, gdzie miała. Wygrałam książkę pt. Fonetyka, polski w praktyce, która ułatwiła mi przygotowania do egzaminu, który nomen omen zdałam. Jednak wydaje mi się, że bardziej niż teoria, osobom, które chcą poprawnie się wypowiadać, a przede wszystkim porozumiewać, najbardziej pomoże nauczyciel, oczywiście z własnymi zębami w roli głównej.
Do dziś nie zapomnę myśli, która przemknęła mi w głowie, gdy nagrywałam rozmowę telefoniczną do radia. Już na końcu języka miałam: niech Pan wyjmie cukierek z buzi. Przypominając sobie o wieku mego respondenta, etyka zawodowa i pewien rodzaj empatii zatkała mi ucho i zamknęła mi usta, bowiem nikt nie chce usłyszeć, że mówi niewyraźnie w wyniku utraty szczęki.
Zatem transformując maksymę Leca, mówmy wyraźnie na ile nam język i zęby pozwolą.